31.5.12

Mogłabym tak cały dzień…


leżeć na kanapie…
Pudrować ciasteczka, których nie mam.
Malować w myślach paznokcie na morelowo.
Udawać, że lubię brukselkę.
Myśleć o niebieskich migdałach.
Czekać na gwiazdkę.
Marzyć o lokach.
I tak leżeć…

Ale nie mogę…
Mogę za to zjeść lody!
Wyborne, waniliowe.
A do nich truskawki.
Takie moje.
Trochę eleganckie.
Trochę nie.
Moja namiastka kanapy.
A Twoja? :)



WYTRAWNY PRZECIER TRUSKAWKOWY GOTOWANY NA WINIE Z PIEPRZEM
STRAWBERRY MOUSSE WITH RED WINE AND PINK PEPPER

0,5 kg dojrzałych truskawek
pół szklanki półwytrawnego czerwonego wina
2 łyżeczki brązowego cukru
3 ziarenka czerwonego pieprzu

Truskawki umyj i pokrój na nieduże kawałki. Wrzuć na małą patelnię lub do niewielkiego rondla. Ustaw na małym gazie i powoli gotuj. Pieprz rozetrzyj w moździerzu. Kiedy owoce zaczną puszczać sok, wlej wino, dodaj jedną łyżeczkę cukru i pieprz. Gotuj całość powoli, mieszając co kilka minut. Czas gotowania zależy od naczynia, na patelni sok i wino zdecydowanie szybciej odparują. Gotując w rondelku zwykle zajmuje mi to ok. 30 minut. Przecier jest gotowy do dalszej obróbki, kiedy truskawki całkowicie się rozgotują, a soki utworzą syrop. Zdejmij truskawki z ognia i spróbuj. Jeśli będą za kwaśne dodaj drugą łyżeczkę cukru lub więcej, jak lubisz. Gorące truskawki wlej na drobne sitko i dokładnie przetrzyj. Gotowe.
Możesz podawać przecier na ciepło lub na zimno. Ja zdecydowanie jestem za pierwszą wersją, zwykle nie zdąży wystygnąć :) Taki wytrawny przecier pasuje idealnie do lodów, tortów, naleśników…albo sam. Smacznego!



25.5.12

Pierwsze było jajko...


A potem szparagi.
I trochę masła.
Na koniec patelenka.
Gorąca, skwiercząca.
I wszystko się pomieszało.
Wyszło z tego śniadanie.
Pyszne śniadanie.
Wiosenne, leniwe.
Może być dla Mamy.
Albo dla lubego.
Albo po prostu.
Dla siebie.

Pysznego weekendu 



JAJKO SADZONE Z ZIELONYMI SZPARAGAMI
FRIED EGG WITH GREEN ASPARAGUS

1 jajko
4-5 cieniutkich szparagów
łyżeczka masła
listki szałwii (do dekoracji)
szczypta pieprzu 
szczypta maku (do dekoracji)

Obetnij twarde końcówki szparagów i obgotuj je we wrzącej wodzie 5-6 minut (czas zależy od grubości szparagów, trzeba próbować). Wyjmij z wody. Na małej patelni rozgrzej masło, wbij jajko i ułóż na nim ugotowane szparagi. Przypraw pieprzem. Użycie kształtki do jajek sadzonych bardzo ułatwia sprawę, szparagi są bardziej posłuszne :) Smaż jajko ok 3-4 minuty. Udekoruj szałwią, posyp makiem i od razu podawaj. 10 minut, a smak wart godzin roboty!



21.5.12

Nie robi się tego dziewczynie na wiosnę...


Gdy nadchodzą truskawki.
Szparagi się pysznią.
I marchewki takie słodkie.

Nie robi się tego dziewczynie na wiosnę...
Tak nie przystoi.
Wystarczy powiedzieć.
Dać znak, że żar stygnie.

Nie robi się tego dziewczynie na wiosnę...
Nie zostawia się jej.
Zapłakanej, załamanej.
Bez piekarnika...

Niestety, chyba przyszła na niego pora. Staruszek ledwo już ciągnie. Właściwie to nie ciągnie. Tak do 150. Dalej nie daje rady. Cóż zrobić. Trochę razem popiekliśmy. Smutno...

Na pocieszenie usmażyłam sobie babcinego grzybka. Ze szparagami i młodą cebulką.

Miłego tygodnia 



KLASYCZNY OMLET GRZYBEK ZE SZPARAGAMI I CEBULKĄ
TRADITIONAL OMELETTE WITH ASPARAGUS AND SPRING ONIONS
1 sztuka/ patelnia śr. 20 cm

2 jajka
łyżeczka mąki pszennej
szczypta soli
1 łyżka masła
10 zielonych szparagów (jak najcieńsze)
3 cieniutkie zielone cebulki
Kilka płatków parmezanu
Listki świeżej szałwi

Szparagi przekrój na pół. Wrzuć na wrzącą wodę i gotuj 3-4 minuty. Wyjmij, osusz. Cebulki oczyść i przekrój wzdłuż.
Rozbij jajka, oddziel białka od żółtek. Białka z solą ubij mikserem na sztywną pianę. Masło włóż na patelnię, niech rozgrzewa się na średnim ogniu. Do piany dodaj żółtka i mąkę. Szybko wymieszaj składniki trzepaczką (mikser działa tu zbyt agresywnie) i przelej gotową masę na rozgrzane już na patelni masło. Smaż aż brzeg zacznie się rumienić, ok. 5-6 minut. Na wierzchu ułóż połówki szparagów i cebulki. Przewróć grzybka. Możesz zsunąć go na talerz, nakryć od góry patelnią i szybko obrócić. Smaż kolejne 5 minut i od razu podawaj udekorowane parmezanem i szałwią. Gotowe!




16.5.12

Tak, na pewno lubię deszcz!


I znowu jesień
Szybko zleciało…
Parasol pod ręką.
Płaszcz na wieszaku.
Tylko grzybów brakuje.
I grzmotów…
Ale za to Gie wrócił do kuchni!
I jest obiad.
Ciepły.
Gęsty.
Pyszny.
Ze śmietaną.
I z serkiem.
I jesteśmy jeden obiad bliżej.
Do wiosny.
Smacznego kochani!


WOŁOWINA A LA STROGANOFF
QUICK STEAK & MUSHROOMS STROGANOFF*

Na obiad dla 2 osób:
200 g mięsa wołowego, np. rumsztyk
200 g pieczarek
70 ml śmietany 18%
80 g serka light, np. Philadelphia
150 ml bulionu wołowego
2 łyżki octu winnego (czerwony lub biały)
1 średnia zielona papryka
1 czerwona cebula
2 ząbki czosnku
oliwa do smażenia
mielona papryka czerwona łagodna do smaku

Mięso umyj, osusz i pokrój w cienkie paski. Czosnek drobno posiekaj. Na patelni rozgrzej dobrze dwie łyżki oliwy i podsmażaj na niej mięso z czosnkiem, 3-4 minut. Zdejmij mięso z patelni. Paprykę i pieczarki pokrój w paski i wrzuć na patelnię doprawiając papryką sypką (u nas 1 łyżeczka) i podsmażaj ok. 10 minut. Serek połącz ze śmietaną (serek jest light tylko dlatego, że z pełnotłustym jest za naprawdę ciężko :)). Na patelnię dodaj ocet winny i odparuj. Wlej wywar, a kiedy zacznie się gotować dodaj serek ze śmietaną. Podgrzewaj całość 2-3 minuty. Wrzuć mięso, poczekaj jeszcze minutę i gotowe!

Powyższy przepis to przepis bazowy. Do tego dania zwykle dodaje się jeszcze musztardę lub sos Worcester. Można dodać świeży tymianek, pastę pomidorową lub świeże pomidory. Na fotce jest właśnie wersja z pomidorami. Eksperymentowanie zawsze mile widziane :)
Można podawać z grzankami albo z ryżem.
Smacznego!


* Przepis powstał w oparciu o danie o tej samej nazwie z książeczki GoodFood 101 „Easy student dinners”

14.5.12

Majówka z niesmakiem :)


Pamiętam jak przed wyjazdem, Basia z Kulinarnej Mekki życzyła mi kulinarnych wrażeń.
Owszem, były. Niecodzienne... Niepojęte nawet…

Liczycie na wystawne menu rodem z najlepszych restauracji? Długie soczyste opisy frykasów, które trafiają na talerze wybrańców? A może spodziewacie się pochwały klasyki w prostym, ale mistrzowskim wydaniu?

Nic z tych rzeczy! Bo tym razem drodzy, dla odmiany, trafiłam do gastronomicznego piekła! Poznałam smak dań upadłych i mimo woli, sięgnęłam kulinarnego dna.
Jak wygląda miejsce zapomniane przez bogów gastronomii, opuszczone przez dobre chęci, strącone do lochów mrożonek
i niesmaku?
To hotelowa kuchnia w przybytkach dla mas. To gastronomiczne zaplecze nadmorskich molochów, które bezwstydnie wydają na świat swoje brzydkie dzieci…

Po pierwszym szoku zetknięcia się z tym co niejadalne, spróbowałam przekuć pogardę w lekcję i naukę.
Początkowa odraza z czasem przerodziła się w niezdrową ciekawość.
Czy naprawdę nikt tu nie potrafi ugotować ziemniaków do miękkości? Czy budyń musi udawać beszamel? Czy przyzwoita konsystencja klusek przekracza tutejsze możliwości? Czy można wykonywać swoją pracę aż tak źle i mimo to mieć rano ochotę wstawać z łóżka? Wszystkie odpowiedzi były twierdzące…
Przyszła pora na szukanie tego co zgubione za bramą królestwa wstrętności…

Czwartego dnia dotarliśmy do Blue Hole w zatoce Akaba, około 10 km od Dahabu. To jedno z najwspanialszych na świecie miejsc do nurkowania, a przy okazji najniebezpieczniejszych. Naturalna gigantyczna studnia zaledwie kilka kroków od brzegu... ponad 100 m głębokości i ponad 40 nurków, dla których była to ostatnia wyprawa pod wodę...
Dla takiego szczura lądowego jak ja, samo patrzenie w dół z pomostu wywoływało niekontrolowane poty :)
Żółtodziobów i turystów widać na kilometr. Na pierwszy rzut oka różni ich kolor. Stali bywalcy owiani mgiełką wesołego dymu zalegają w zacienionych kątach knajpek i są bladzi jak ściany.
Opalony nurek to d**a nie nurek :)

Z tego wszystkiego zrobiliśmy się głodni. Może tu dają coś, co można nazwać „posiłkiem”. Stara zasada jedzenia z tubylcami sprawdziła się i tym razem. Mielona baranina kipiała od przypraw, duszone z fasolą i pomidorami ziemniaki były idealne, ryż, kluski, smażona makrela…

Na drzewo z białymi talerzami, serwetkami i stołami.
Nie pamiętam kiedy tak smakowało mi jedzenie z plastiku, a dokładnie ze styropianu.
Jedzone na podłodze, brudnymi łapami.
Zrobiło mi się dobrze. I spokojniej.
Może da się tu zostać i wrócić jakoś później? Jakoś się nie dało…

Więcej kulinarnych wspomnień nie przywiozłam. Może to jedno było warte kilku mniejszych?
W konsekwencji, dzień po powrocie do domu, odkryłam jeszcze coś…
mówię Wam, kawałek bułki z cheddarem i plasterkiem pomidora jeszcze nigdy mi TAK nie smakował!

Piach ze spodni wytrzepany. Buty wyprane. Torby pochowane.
Zostawiam Was z kilkoma fotkami, przesyłam duuużo słońca i dobrej energii.
Zdecydowanie pora ugotować sobie coś dobrego!